środa, 13 lipca 2016

"Crazy love" - rozdział 7

                                                                          LUCAS


- Katy... – odwróciłem się powoli w jej stronę. Z jej miny odczytałem, że chciałaby się mylić, że chciałaby nigdy nie otworzyć drzwi tej cholernej windy. Nie mija nawet minuta, a jej oczy wypełniają się słonymi łzami. Robi krok w tył, a potem z bolesnym jękiem, ucieka z powrotem do naszego apartamentu. Szybkim ruchem podciągnąłem spodnie i klnąc, pobiegłem za nią, zupełnie zapominając o blondynce, której nawet nie zapytałem o imię. Przez lekkie szumienie w głowie, dotarłem dopiero, kiedy usłyszałem trzask zamykanych drzwi jej pokoju. – Dziecino, to nie tak jak myślisz. Otwórz drzwi i porozmawiaj ze mną.
- Wynoś się stąd. – To pojedyncze zdanie, ociekało rozbrajającym bólem.
- Otwórz te pieprzone drzwi i porozmawiaj ze ze mną – warknąłem, coraz bardziej sfrustrowany jej bólem, jednak ona wciąż mnie ignorowała. – W porządku, jeśli nie otworzysz wyważę je. Wiesz, że jestem do tego zdolny. Twój wybór.
- Chcę żebyś zniknął w tej chwili – odpowiada, kiedy lekko uchyla drzwi. Jej oczy są pełne łez, jednak usta wykrzywiają się w obrzydzeniu. Furia zalała moje ciało.
- Wiesz, że ja i mama od dawna mamy problemy. Przykro mi to mówić, ale nie rozwiedliśmy się tylko dlatego, że źle by to wpłynęło na naszą pozycję.
- Kompletnie nie o to chodzi – warknęła i znów spróbowała zamknąć drzwi. Jednak tym razem byłem szybszy i włożyłem nogę w małą szparę. Jedno mocne pchnięcie później byłem w jej pokoju. Zauważyłem, że odsunęła się na drugi koniec pomieszczenia, aż zabrakło jej miejsca na ucieczkę.
- Mama i ja nie jesteśmy razem już od dawna. Zostawiliśmy to tak jak jest, bo tak jest dla nas wygodnie. Twoja matka już od dawna mnie zdradza,tak więc nie czuję się zobowiązany do bycia wiernym – kiedy to powiedziałem raptownie zbladła.
- To chore – wypluła z siebie jadowite słowa. – Oboje jesteście chorzy.
- Nie tym tonem, moja droga. Ciągle jesteśmy twoimi rodzicami, choć sytuacja jest skomplikowana..
- Gówno prawda – przerwała mi. Otarła oczy wierzchem dłoni i mocno zacisnęła zęby.
- Co masz na myśli?
- Nie jesteście moimi rodzicami. A ja nie jestem waszą córką – padły ciche, zdecydowane słowa, a ja zamarłem w niedowierzaniu.
- Coś ty powiedziała? – wycedziłem.
- Słyszałeś! Nie jesteś moim ojcem! – tym razem krzyczała. – Jesteś dla mnie nikim i żałuję, że kiedykolwiek cię spotkałam. Żałuję, że wszedłeś do mojego sierocińca i skradłeś ostatnie kawałki mojego roztrzaskanego serca!
- Zamknij się – przerwałem jej, coraz bardziej przerażony i wkurwiony jednocześnie. Nigdy nie widziałem jej w takim stanie.
- Żałuję, że mnie zauważyłeś, że mnie wybrałeś. – Podeszła do mnie i dźgnęła w pierś. – Niedobrze mi na samą myśl o tym, że kiedykolwiek myślałam o sobie, jako o twojej córce.
- Zamknij się, Katy. Chcesz tego czy nie jestem twoim...
- Nie mów tego! – warknęła. – Od dzisiaj jesteś dla mnie nikim Lucasie Astorze.
- W tej chwili wypluj te słowa! – Mocno potrząsnąłem nią za ramiona. Nigdy nie przypuszczałem, że mogłaby to powiedzieć. Wszyscy tylko nie ona.
- Jak tylko znajdę pracę wyprowadzę się stąd i podpiszemy papiery o zerwaniu adopcji – zadecydowała.
- Chyba zwariowałaś. Nic takiego się nie stanie, jesteś moja! – Wyplułem te słowa z furią. Zauważyłem, że gwałtownie wciągnęła powietrze. Moje słowa na nią podziałały, ale nim mogłem nawet pomyśleć o tym, że sytuacja zmienia się na lepsze, uderzyła mnie w twarz. Bardzo mocno. Przez chwilę panowała grobowa cisza, a potem z jej oczu zaczęły płynąć nowe łzy.
- Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Zatrzymam się u Niny, powiedz Jane, co chcesz. Choć nie sądzę, żeby zbytnio się przejęła. Chciała tylko pieniędzy, cóż... Gratulacje. Właśnie pozbywacie się kłopotu. – Mimo łez, jej głos był spokojny i zimny. – Do babci pójdę sama.
- To jeszcze nie koniec – powiedziałem, drżąc ze wściekłości. Jednak nie byłem w stanie nic zrobić kiedy kierowała się w stronę drzwi. Czułem się tak, jakbym był przygnieciony przez ciężki głaz. Gdyby dusza mogła krwawić u moich stóp zebrałoby się jezioro. Popatrzyłem w jej oczy, kiedy obróciła się po raz ostatni.
- Kiedy byłam mniejsza, pewnego razu przyszedł do nas wujek Alexander – zaczęła i tym razem zauważyłem, że jest tak samo załamana jak ja. – Nie widzieliście, że tam byłam. Nie chciałam wam przeszkadzać, ale usłyszałam jak coś mu oznajmiłeś. Trzymałam te słowa blisko siebie, jak największy skarb. Powiedziałeś mu wtedy: nigdy nie pozwolę, żeby stała jej się krzywda, Alex. Kiedy patrzę w te piękne, ale smutne oczy, mam ochotę zabić każdego, kto choć ośmieli się spróbować ją skrzywdzić. Zawsze będę przy niej stał, jako jej tarcza i już nigdy nie pozwolę by uroniła chociażby jedną łzę. Taką przysięgę złożyłem sam sobie, kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem. Może tego nie wiesz, ale w tamtej chwili, oddałam ci moje serce. Kompletnie. Jednak okazało się, że tym, który skrzywdził mnie najmocniej... jesteś ty.
- Katy... – tylko tyle byłem w stanie powiedzieć. Nic z tego nie rozumiałem. Domyślałem się, że może nie być zadowolona z tego, że zdradziłem Jane, ale nie spodziewałem się tak ostrej reakcji. Tu musiało chodzić o coś więcej, jednak nie pojmowałem, o co, lecz nie miał czasu o tym myśleć. Drzwi zamykały się za znikającą w ciemnościach Katy. Mogłem za nią pobiec, siłą zmusić ją do tego by ze mną została i wszystko mi wyjaśniła, jednak nie mogłem się ruszyć. Prześladowały mnie jej ostatnie słowa Jednak okazało się, że tym, który skrzywdził mnie najmocniej... jesteś ty”. Nic nie mogłem poradzić na to, że czułem się jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi, ponieważ nigdy nie chciałem skrzywdzić swojej dziewczynki. Wściekły na siebie chwyciłem pierwszą rzecz jaka nawinęła mi się  pod ręce. Było to nasze zdjęcie, z pierwszych urodzin, jakie świętowali razem. Wściekły rzuciłem fotografię na ziemie i patrzyłem jak szklana ramka rozbija się na dziesiątki kawałków. To samo zrobiłem z pozostałymi szklanymi zdjęciami. Kiedy skończyłem, cały pokój Katy był zdemolowany, a ja krwawiłem z płytkich rozcięć. Dzika wściekłość ciągle buzowała w moim ciele. Zmusiłem się do tego, żeby wyjść z jej pokoju i nie patrząc na późną porę postanowiłem, że pojadę do Alexa. Wiedziałem, że przyjaciel nigdy nie odmówi mi pomocy.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witam ponownie! Na miłe zakończenie wieczoru mam dla was rozdział siódmy. Co prawda jest w nim dużo emocji oraz smutku, ale mam nadzieję. że będzie się wam przyjemnie czytało. Do zobaczenia niebawem. XOXO

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz