Nie od dziś wiadomo, że życie nowojorskiej śmietanki towarzyskiej, różni się od życia zwyczajnych ludzi. Tu na na Upper East Side świat rządzi się innymi prawami. Siłą przebicia jest pieniądz i nazwisko, a codziennością stały się skandale, kłamstwa, spiski i sekrety. W tak brudnym świecie, miłość nigdy nie jest czysta.
***
Lucas Astor i jego żona Jane żyli w samym środku równie
ekskluzywnej, co gorszącej dzielnicy Upper East Side. Na samym początku dla
pozostałej elity Manhattanu, byli tylko parą młodych ludzi z wielkimi
ambicjami. Jednak po kilku latach Astorowie gruntownie umocnili swoją pozycję.
LAIndustry rozszerzyło
swoją hotelarską działalność, pochłaniając powierzchnię okręgu Manhattan. Lucas był mężczyzną zaradnym,
zawsze dążył do wygranej i nie bał się ubrudzić sobie rąk. Jego żona pochodziła
z bogatej rodziny, jednak majątek mogła przejąć tylko w przypadku urodzenia
dziedzica. Los jednak bywa przewrotny, bowiem Jane Marshall nie mogła mieć
potomstwa. By jeszcze bardziej wzmocnić pozycje społeczną i utrwalić
małżeństwo, Astorowie postanowili zaadoptować dziecko.
Mimo początkowej obojętności Lucas zaangażował się w poszukiwanie
małego brzdąca. W odróżnieniu od swojej żony, czuł, że nadszedł czas na
założenie rodziny. W wieku dwudziestu czterech lat był już zdolny do utrzymania
nawet piątki dzieci. Jedynie jego żona zdawała się nie przejmować całą
sytuacją. Jej mąż liczył na to, że po poznaniu pociechy, obudzi się w niej
instynkt macierzyński. Postanowił, że do tego czasu, nie będzie traktował
swojego dziecka jak umowy biznesowej. Myślał o tym długo, chciał być dokładnie
przygotowany. Jak zawsze chciał zakończyć misję sukcesem. Najlepszym wyjściem
byłoby wynająć surogatkę. W takim wypadku, latorośl chociaż w połowię mogłaby
być ich, jednak jego babcia poradziła mu uratować jakiegoś nieszczęśnika z domu
dziecka. Mery Johnson była jedyną osobą, którą Lucas kochał bezwarunkowo. Nigdy
nie był blisko z rodzicami, a jego dziadek zmarł zanim się urodził. To Mery
była przy nim zarówno kiedy wędrował w mroku,
wspinał się na szczyt jak i wtedy, kiedy osiągnął wszystko, co zamierzał. Jego
babcia miała czyste serce, nic więc dziwnego, że chciała uratować kolejną
biedną duszyczkę. To dlatego dzisiaj, stał z nią pod rękę przed bramą Baby Care House of
Saint Teresa. Spędzili tam dużo czasu, nie chcieli podjąć pochopnej
decyzji. Lucas nie mógł zdecydować się na żadne dziecko, żadne go nie
przekonało, aż nie zobaczył filigranowej postaci. Już od pierwszej chwili
poczuł, że jest w niej coś niezwykłego. Siedziała na drewnianym murku i czytała
młodszym dzieciom „Legendę Tarzana”. Robiła to z tak ogromną pasją, że nawet
starsi przystawali, aby jej posłuchać. Miała ich niepodzielną uwagę.
„Dobrze –
pomyślał. – Będzie świetnym
liderem, a taka właśnie powinna być moja córka.”
Była też śliczna. Jej czarne włosy były niczym połyskliwy
obsydian, jedynie oczy chmurnego nieba wydawały się być odrobinę smutne. Czuł,
że dusza tej małej dziewczynki została złamana. Chciał to naprawić, chciał ją
uleczyć. Wpatrywał się w nią jak zaklęty. Wiedział, że to cudowna istotka,
zmieni całego jego życie. Usłyszał głos swojej babci, szła w jego stronę razem
z siostrą przełożoną. Kiedy znalazły się przy nim, oznajmił swoją decyzję.
- To ta – zerknął na babcie, a potem ruchem głowy wskazał
czarnowłosą dziewczynkę.
- Katy? – zakonnica wyglądała na zdziwioną. – Ma dziewięć lat,
jest jedną ze starszych dzieci. Potencjalni rodzice zwykle decydują się na
młodszych wychowanków.
- Nie jestem jak inni, chcę właśnie ją – odpowiedział żarliwie.
- Jeśli jest pan pewien, proszę udać się do świetlicy.
Przyprowadzę dziewczynkę, żebyście mogli lepiej ją poznać.
- Jesteś zdecydowany? – zapytała babcia, kiedy razem szli w
wskazanym kierunku.
- Tak.
- Doskonały wybór – powiedziała z uśmiechem. Lucas nie był
zdziwiony. Jego babcia była do niego podobna.
- Też tak sądzę, jednak nie wiem, co powie na to Jane.
- Pal licho tę dziewuchę.
- Babciu... – powiedział. Jane była jednym z punktów, w którym się
nie zgadzali.
- Nic nie mówię. Jednak liczę na to, że nie zrobisz nadziei tej małej
dziewczynce, tylko po to, aby potem zmienić zdanie.
- Nie, moja decyzja jest ostateczna. Chcę tylko żeby Jane także ją
pokochała, tak jakby była jej własnym dzieckiem.
- Lepiej żeby tak było, bo inaczej będzie miała ze mną do
czynienia.
- Więc musi się mieć na baczności – powiedział ze śmiechem.
- Dokładnie. Pójdę jeszcze do toalety i po coś do picia, niedługo
wrócę. - Ruszyła w kierunku drzwi.
- Potrzebujesz pomocy?
- Zajmij się dziewczynką. Jestem kobietą w kwiecie wieku, poradzę
sobie – powiedziała hardo i odeszła w stronę drugiego skrzydła. Na jego twarzy
znów pojawił się uśmiech. Jego babcia miała energii za trzech. Siadając na
drewnianej ławce w świetlicy, zastanawiał się jaka będzie Katy. Miał również
nadzieje, że zgodzi się wrócić z nim do domu. Nie minęło pięć minut, a do
pustej sali weszła siostra przełożona. Za nią powoli kroczyła drobna postać.
Jego ręce drżały z ekscytacji, co jeszcze nigdy mu się nie zdarzyło.
- Katy, ten pan bardzo chciałby z tobą porozmawiać.
- Dzień dobry – padły ciche, nieco wstydliwe słowa.
- Dzień dobry, Katy. – Na widok jej czerwonych policzków, jego
serce drgnęło.
- Pan Astor chciałby cię poznać, zostawię was teraz, zgoda? –
Jedno kiwnięcie głową i dwa uderzenia sercem później, zostali sami. Oboje
czuli, że właśnie rozpoczyna się nowy rozdział w ich życiu. Teraz ich życie
podzieliło się na dwie części. Czasy zanim się spotkali oraz wspólna
przyszłość, którą zaczęli od tej chwili.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz