środa, 29 czerwca 2016

"Crazy love" - prolog


Nie od dziś wiadomo, że życie nowojorskiej śmietanki towarzyskiej, różni się od życia  zwyczajnych ludzi. Tu na na Upper East Side świat rządzi się innymi prawami. Siłą przebicia jest pieniądz i nazwisko, a codziennością stały się skandale, kłamstwa, spiski i sekrety. W tak brudnym świecie, miłość nigdy nie jest czysta.

                                                                 ***


Lucas Astor i jego żona Jane żyli w samym środku równie ekskluzywnej, co gorszącej dzielnicy Upper East Side. Na samym początku dla pozostałej elity Manhattanu, byli tylko parą młodych ludzi z wielkimi ambicjami. Jednak po kilku latach Astorowie gruntownie umocnili swoją pozycję. LAIndustry rozszerzyło swoją hotelarską działalność, pochłaniając powierzchnię okręgu Manhattan. Lucas był mężczyzną zaradnym, zawsze dążył do wygranej i nie bał się ubrudzić sobie rąk. Jego żona pochodziła z bogatej rodziny, jednak majątek mogła przejąć tylko w przypadku urodzenia dziedzica. Los jednak bywa przewrotny, bowiem Jane Marshall nie mogła mieć potomstwa. By jeszcze bardziej wzmocnić pozycje społeczną i utrwalić małżeństwo, Astorowie postanowili zaadoptować dziecko.
Mimo początkowej obojętności Lucas zaangażował się w poszukiwanie małego brzdąca. W odróżnieniu od swojej żony, czuł, że nadszedł czas na założenie rodziny. W wieku dwudziestu czterech lat był już zdolny do utrzymania nawet piątki dzieci. Jedynie jego żona zdawała się nie przejmować całą sytuacją. Jej mąż liczył na to, że po poznaniu pociechy, obudzi się w niej instynkt macierzyński. Postanowił, że do tego czasu, nie będzie traktował swojego dziecka jak umowy biznesowej. Myślał o tym długo, chciał być dokładnie przygotowany. Jak zawsze chciał zakończyć misję sukcesem. Najlepszym wyjściem byłoby wynająć surogatkę. W takim wypadku, latorośl chociaż w połowię mogłaby być ich, jednak jego babcia poradziła mu uratować jakiegoś nieszczęśnika z domu dziecka. Mery Johnson była jedyną osobą, którą Lucas kochał bezwarunkowo. Nigdy nie był blisko z rodzicami, a jego dziadek zmarł zanim się urodził. To Mery była przy nim zarówno kiedy wędrował w mroku, wspinał się na szczyt jak i wtedy, kiedy osiągnął wszystko, co zamierzał. Jego babcia miała czyste serce, nic więc dziwnego, że chciała uratować kolejną biedną duszyczkę. To dlatego dzisiaj, stał z nią pod rękę przed bramą Baby Care House of Saint Teresa. Spędzili tam dużo czasu, nie chcieli podjąć pochopnej decyzji. Lucas nie mógł zdecydować się na żadne dziecko, żadne go nie przekonało, aż nie zobaczył filigranowej postaci. Już od pierwszej chwili poczuł, że jest w niej coś niezwykłego. Siedziała na drewnianym murku i czytała młodszym dzieciom „Legendę Tarzana”. Robiła to z tak ogromną pasją, że nawet starsi przystawali, aby jej posłuchać. Miała ich niepodzielną uwagę.
Dobrze – pomyślał. – Będzie świetnym liderem, a taka właśnie powinna być moja córka.”
Była też śliczna. Jej czarne włosy były niczym połyskliwy obsydian, jedynie oczy chmurnego nieba wydawały się być odrobinę smutne. Czuł, że dusza tej małej dziewczynki została złamana. Chciał to naprawić, chciał ją uleczyć. Wpatrywał się w nią jak zaklęty. Wiedział, że to cudowna istotka, zmieni całego jego życie. Usłyszał głos swojej babci, szła w jego stronę razem z siostrą przełożoną. Kiedy znalazły się przy nim, oznajmił swoją decyzję.
- To ta – zerknął na babcie, a potem ruchem głowy wskazał czarnowłosą dziewczynkę.
- Katy? – zakonnica wyglądała na zdziwioną. – Ma dziewięć lat, jest jedną ze starszych dzieci. Potencjalni rodzice zwykle decydują się na młodszych wychowanków.
- Nie jestem jak inni, chcę właśnie ją – odpowiedział żarliwie.
- Jeśli jest pan pewien, proszę udać się do świetlicy. Przyprowadzę dziewczynkę, żebyście mogli lepiej ją poznać.
- Jesteś zdecydowany? – zapytała babcia, kiedy razem szli w wskazanym kierunku.
- Tak.
- Doskonały wybór – powiedziała z uśmiechem. Lucas nie był zdziwiony. Jego babcia była do niego podobna.
- Też tak sądzę, jednak nie wiem, co powie na to Jane.
- Pal licho tę dziewuchę.
- Babciu... – powiedział. Jane była jednym z punktów, w którym się nie zgadzali.
- Nic nie mówię. Jednak liczę na to, że nie zrobisz nadziei tej małej dziewczynce, tylko po to, aby potem zmienić zdanie.
- Nie, moja decyzja jest ostateczna. Chcę tylko żeby Jane także ją pokochała, tak jakby była jej własnym dzieckiem.
- Lepiej żeby tak było, bo inaczej będzie miała ze mną do czynienia.
- Więc musi się mieć na baczności – powiedział ze śmiechem.
- Dokładnie. Pójdę jeszcze do toalety i po coś do picia, niedługo wrócę. - Ruszyła w kierunku drzwi.
- Potrzebujesz pomocy?
- Zajmij się dziewczynką. Jestem kobietą w kwiecie wieku, poradzę sobie – powiedziała hardo i odeszła w stronę drugiego skrzydła. Na jego twarzy znów pojawił się uśmiech. Jego babcia miała energii za trzech. Siadając na drewnianej ławce w świetlicy, zastanawiał się jaka będzie Katy. Miał również nadzieje, że zgodzi się wrócić z nim do domu. Nie minęło pięć minut, a do pustej sali weszła siostra przełożona. Za nią powoli kroczyła drobna postać. Jego ręce drżały z ekscytacji, co jeszcze nigdy mu się nie zdarzyło.
- Katy, ten pan bardzo chciałby z tobą porozmawiać.
- Dzień dobry – padły ciche, nieco wstydliwe słowa.
- Dzień dobry, Katy. – Na widok jej czerwonych policzków, jego serce drgnęło.
- Pan Astor chciałby cię poznać, zostawię was teraz, zgoda? – Jedno kiwnięcie głową i dwa uderzenia sercem później, zostali sami. Oboje czuli, że właśnie rozpoczyna się nowy rozdział w ich życiu. Teraz ich życie podzieliło się na dwie części. Czasy zanim się spotkali oraz wspólna przyszłość, którą zaczęli od tej chwili. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz